Wędrowny sztukmistrz

Z Wikipedii, wolnej encyklopedii
Wędrowny sztukmistrz
Ilustracja
Fontanna Saint-Sulpice w Paryżu.
Autor

Cyprian Kamil Norwid

Typ utworu

poemat

Data powstania

1855

Wydanie oryginalne
Miejsce wydania

Warszawa

Język

polski

Data wydania

1915

Wydawca

Zenon Przesmycki

Wędrowny sztukmistrz – nieukończony poemat Cypriana Kamila Norwida z 1855 roku.

O poemacie[edytuj | edytuj kod]

W 1855, w kilka miesięcy po powrocie z Ameryki, Norwid dwukrotnie pisał w listach do znajomych o swoich podróżach, że wędrował jak prawdziwy artysta, podpierając się złamkiem ołówka. W roku tym Norwid zaprzyjaźnił się z Teofilem Lenartowiczem, który pod koniec roku przeniósł się z Paryża do Włoch. Norwid podarował mu nieukończony poemat bez tytułu. Po śmierci Lenartowicza jego papiery odziedziczył siostrzeniec poety, Stanisław Leszczyński, który przekazał większą ich część Ignacemu Chrzanowskiemu. Ten w 1912 przekazał papiery do Biblioteki Polskiej Akademii Umiejętności. W zbiorach biblioteki odnalazł rękopis poematu Jan Czubek i udostępnił go Zenonowi Przesmyckiemu, umożliwiając mu wydanie utworu w pierwszym zeszycie Myśli Polskiej z 1915. Tytuł Wędrowny sztukmistrz nadał poematowi Przesmycki[1].

Pisząc o poemacie kilkanaście lat później Przesmycki zachwycał się pomysłem przedstawienia przeglądu sztuk od malarstwa przez rzeźbę do architektury przez artystę, który łączył w sobie trzy natury: malarza, rzeźbiarza i poety, dzięki czemu jego wyczucie elementów malarskich zostaje oddane słowem normalnie dla malarza niedostępnym[2].

Treść[edytuj | edytuj kod]

Wędrowny sztukmistrz, kiedy wyszedł za rodzinną bramę, młody i całym sobą wyprzedzony napotkał dwie niewiasty[a] wyplatające dwie korony z chabru, jakby wieńce z błękitnych płomieni gwiazd. I zaczął z nimi rozmowę o tym co lazurowe: czystej wodzie, płaszczu Matki Boskiej, oku bez łzy, niebie bez chmur. Jedna z kobiet zamilkła i pracowała dalej, a druga tak się rozwinęła i rozpromieniła blaskiem złotym, że żółtość weszła między nie ze słońca i z zazdrości. I przybył nowy kolor wiosennej zieloności, zrodzony z błękitnego i żółtego. Tak się nad nimi tkała tęcza, a oni o niej nie wiedzieli. Skoro myśl pierwszej z sióstr wybłysła cała, uszczknęła mak czerwony i wplotła go we włosy siostry. Zaniepokoiło to bławaty i stał się wonny powiew fiołkowy ze zmieszania tych kolorów. I przeszło jedno życia malowanie gdzieś na chór wiecznego kościoła. Pozostanie tam albo, gdy się ta rozmowa czymś więcej stanie, powróci na ziemię i zaciąży sumieniu, dopóki przez cierpienie nie dostroi się do tęczy. I pomyślał sztukmistrz o kolorycie modlitw, które w światłość lecą, a czasem zaświecą dziwnie na grobie, tak że wchodząc pod sklepienie stąpasz ciszej, by nie przeszkadzać posągowi[3].

Sztukmistrz wędrując pod sklepieniem lipowej alei natyka się na żebraka z poskręcanymi chorobą nogami. Przekonuje go, że mijający go ludzie, ci idący do pracy, jak i ci wracający z zabawy, trudzą się dla jego dobra. Jedni zarobią pieniądze, którymi się z nim podzielą, drudzy znudzeni zabawą, pomyślą o jego cierpieniu. Żebrak zamiast wymuszać litość zaczyna ją znosić z pogodnym czołem i spotyka się z hojnością mijających go przechodniów. Wraca do domu szczęśliwy. Artysta rozmyśla o greckiej rzeźbie wznoszonej na grobie, gdy życie się już dopełniło, w białej, milczącej postaci, oddającej zakreślony kształt bytu w jego najwyższej realizacji, który zaczyna przekwitać. Słowem o posągu wszech-człowieka. Zrozumiał, że śmierć musi mieć w sobie i odgadł czym jest przydrożny kaleka i ci co dają mu jałmużnę, myśląc o grobie, zanim wszyscy spojrzą na rzecz jedną - główną.[4]

Wreszcie wszedł Sztukmistrz do miasta przedzielonego na pół szeroką ulicą[b], zapatrzonego w światło i blask swych kościołów i pałaców. Gdzie przedmieścia słabiej oświetlone i luźniej zabudowane są już tylko cieniem centrum. Aż trafia się na rozrzucone głazy i ciemność cmentarzy, gdzie się w siebie wgląda. Artysta widział pałace zamienione w muzea[c], więzienia inkwizycji w gmachy policji lub fabryki[d]. I rozległy plac z arkadami[e], gdzie można usiąść, napić się i podziwiać posągi bohaterów[f]. I pomyślał o architekturze. (Tu tekst się urywa)[5].

Uwagi[edytuj | edytuj kod]

  1. Dwie niewiasty to symboliczne przedstawienie Pracy (niewiasta mniej rozmowna) i Sztuki (rozmowniejsza), które Norwid ukształtował na podobieństwo Marii i Marty, sióstr Łazarza.
  2. Miastem tym jest Paryż, do którego wędrowny sztukmistrz Norwid przybył znowu po powrocie ze Stanów Zjednoczonych w 1854.
  3. Luwr i Tuilerie.
  4. Dawna Conciergerie, słynne więzienie z czasów rewolucji, znajdująca się w kompleksie budynków obejmujących Pałac Sprawiedliwości i Prefekturę policji.
  5. Place Royale
  6. Chodzi prawdopodobnie o Fontannę Saint-Sulpice wzniesioną w 1847 i ozdobioną posągami czterech wybitnych kaznodziejów: Bossueta, Fénelona, Massillona i Fléchiera

Przypisy[edytuj | edytuj kod]

  1. Norwid 1971 ↓, s. 725-726.
  2. Norwid 1968 ↓, s. 344.
  3. Norwid 1968 ↓, s. 55-57.
  4. Norwid 1968 ↓, s. 57-59.
  5. Norwid 1968 ↓, s. 59.

Bibliografia[edytuj | edytuj kod]

  • Cyprian Kamil Norwid: Pisma wybrane. T. 2. Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1968.
  • Cyprian Kamil Norwid: Pisma wszystkie. T. 3. Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1971.